Przejdź do głównej zawartości

Warszawskie ulice w ogniu walki - 3 września 1944 r.

Choć na co dzień sobie tego nie uwiadamiamy, to w drodze do pracy, szkoły, sklepu, a nawet na spacerze z psem, często ocieramy się o historię. Te opowieści o bohaterskich czynach i heroicznych postawach są zaklęte w murach kamienic, chodnikowych płytach, a nawet kocich łbach i starych szynach tramwajowych gdzieniegdzie wciąż wystających spod asfaltu ulic. Czasami wręcz się narzucają w postaci otworów po kulach bijących w oczy przechodniów, na cokołach pomników, fontann, a nawet elewacjach niektórych budynków. To przypomina o sobie Powstanie Warszawskie. Jak co roku w sposób możliwie najbardziej uroczysty staramy się upamiętnić te chwile. Brzmią syreny, zatrzymują się pojazd na ulicach, ludzie na chodnikach, na chwilę nawet czas zatrzymuje się w miejscu. Są znicze, wieńce, łzy wzruszenia i słowa modlitwy, a także wspomnienia o tych co życie oddali za Polskę.

My także mamy swój sposób na upamiętnienie tych wielkich czynów zwykłych Warszawiaków, z sierpniowych i wrześniowych dni roku 1944. Jak co roku, chcemy pomóc Wam w lepszym poznaniu tej tragicznej i wielkiej historii. Jak zapewne trafnie się domyślacie, znów będzie to cykl wpisów w formie kalendarium Powstania Warszawskiego. Tym razem chcemy się skupić na tym by pokazać konkretne miejsca i wydarzenia, tak by można było każdego dnia odwiedzić tych niemych świadków o których wspomnieliśmy na początku postu. Jako źródło dla naszych tegorocznych wpisów w tym cyklu przyjęliśmy książę Jerzy S. Majewski, Tomasz Urzykowski Przewodnik po powstańczej Warszawie.


Konopczyńskiego 5/7
Głęboko pod ziemią, na poziomie trzeciego piętra zbudowano pod luksusową kamienicą żelbetowy schron, który przetrwał do dziś. W 1944 roku ulokowano w nim szpital powstańczy. Wejścia wciąż strzegą pancerne drzwi o masywnych zamkach, zaopatrzone w wizjery i stalowe blokady. 
- Tu 3 września 1944 roku przeniesiono z góry szpital powstańczy. Niestety, schron nie miał dobrej wentylacji ani toalety. By zapewnić dostęp powietrza, w bocznej, ceglanej ścianie schronu wybito otwór. Wychodziła ona na podwórko sąsiedniego domu przy Tamce 44, stojącego znacznie niżej na skarpie - mówi mieszkaniec budynku Piotr Antonowicz. Znalezienie tego miejsca nie jest łatwe - po wojnie otwór zamurowano, a ścianę pokryła warstwa białego tynku. 
Relację z kamienicy i szpitala pozostawiła Maria Baranowska "Adela", łączniczka i sanitariuszka Zgrupowania "Krybar". W czasie Powstania miała trzydzieści cztery lata. W 1943 roku została łączniczką Pułku "Baszta". Szkoliła się też na tajnym kursie sanitariuszek AK. 1 sierpnia nie udało się jej dotrzeć na punkt zborny "Baszty". Zgłosiła się więc do Zgrupowania "Krybar" na Powiślu, gdzie przydzielono ją do szpitala polowego w kamienicy przy Konopczyńskiego.
- Rannych mieliśmy stu osiemdziesięciu, mężczyzn, kobiet i dzieci, a wśród nich zarówno cywilów, jak i żołnierzy AK i AL. W schronie ustawiono drewniane piętrowe prycze, na których bez podziału kładziono mężczyzn i kobiety, w jednym pomieszczeniu. Tworzyły je trzy większe sale, kilka komórek i bocznych korytarzy. W jednej z komórek urządzono prowizoryczną salę operacyjną, w drugiej mieściła się ubikacja, z której trzeba było wynosić na górę wiadra z nieczystościami i wylewać gdzieś na gruzy. Prawie połowa naszych rannych była chora na czerwonkę - wspominała "Adela".
Na podwórku kamienicy przy Konopczyńskiego 5/7 występował teatrzyk kukiełkowy, rozweselając dzieci spektaklami o przewagach Powstańców nad wrogiem, zdobywaniu niemieckich czołgów i przygodach Antka, prezentowanego jako "dzielny harcerzyk, najmłodszy wśród AK żołnierzy". W każdą niedzielę odprawiano tu też trzy msze święte.
6 września na kamienicę spadły bomby lotnicze: - Trzask walących się murów i straszliwy pył. Schron jak gdyby uniósł się z nami w górę i opadł. Ciemność zupełna. Zgasły wszystkie lampy karbidowe i świece.
Budynek ocalał dzięki żelbetowej konstrukcji. Kilka godzin później do kamienicy dotarli Niemcy. Pertraktowali z nimi doktor Żegliński i doktor Szymańska, dostając czas na ewakuację szpitala i cywilów do następnego dnia. Mimo umowy, wycofujący się Niemcy podpalili kamienicę. Do drugiej w nocy 7 września zdrowi opuścili budynek samodzielnie, ranni zostali wyniesieni. W kamienicy zostali trzej zmarli i ciało Powstańca, tarasujące wąską klatkę schodową na półpiętrze. 

Jak dobrze wiecie, jedną z naszych tradycji jest zachęcanie Was do spacerów, tak by miasto i jego historię poznawać przez nogi. Tym razem proponujemy, byście lekko zmodyfikowali swoją rutynę trasy z domu lub do niego, tak by przez te 63 zahaczyć przynajmniej o kilka z tych miejsc. Uważamy, że warto zabrać ze sobą świeczkę, kwiat lub jakiś inny przedmiot którym zechcecie wyrazić swoją pamięć o Powstańcach. Niech widzą, że Warszawiacy wciąż pamiętają ! A jeśli będziecie mieć odrobinę szczęścia, to kto wie może jeszcze uda wam się spotkać jednego lub jedną z nich, a wtedy może się stać coś co pozostanie z Wami na zawsze. Spotkanie z prawdziwym bohaterem z krwi i kości, człowiekiem który już za życia został legendą. I to jest coś niezwykłego czego Wam serdecznie życzymy, bo nam było to dane więcej niż raz, a ciągle nam mało, a w więc w drogę, idźmy i pamiętajmy, żywi i umarli czekają na nas !!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kim jest Hajota?

Spacerując ulicami często patrzymy na ich nazwy. Gdy noszą one czyjeś nazwisko to w większości wypadków wiemy, lub przynajmniej coś nam się kojarzy, kim ta osoba była, czym sobie na taki zaszczyt zasłużyłam. Zdarza się jednak inaczej, część patronów jest bardzo tajemnicza. O takim właśnie tajemniczym patronie chcemy Wam dziś opowiedzieć. Wśród wielu cichych uliczek na Starych Bielanach znajduje się jedna, która szczególnie nas dziś interesuje - Ulica Hajoty.  Jak podaje Jarosław Zieliński w swojej książce Bielany : przewodnik historyczno-sentymentalny ulica ta istnieje od 1928 roku. Informacja ta znajduje swoje potwierdzenie w książce Jana Kasprzyckiego Korzenie miasta. T. 5 , w którym możemy przeczytać bardzo interesujący fragment.  Właścicielami krasnoludkowych domków byli przeważnie ludzie niezamożni, ale prości i życzliwi, którzy w swych ogródkach chętnie widzieli małych miłośników przyrody. Pozwalali patrzeć z bliska na grządki kwietne i warzywne, na harcujące na s

Pan Wołodyjowski na Bielanach

Każdy kto czytał "Pana Wołodyjowskiego" Henryka Sienkiewicza lub chociaż widział ekranizację Jerzego Hoffmana, powinien bez trudu rozpoznać kim jest postać w białym habicie. To pułkownik Jerzy Michał Wołodyjowski, który z inicjatywy miejscowego proboszcza, ks. Wojciecha Drozdowicza, na początku 2008 roku zagościł na wieży kościoła pokamedulskiego na Bielanach. Blisko dwumetrowa postań ma twarz Tadeusza Łomnickiego, a jej autorem jest Robert Czerwiński. Pojawieniu się Małego Rycerza towarzyszyło skomponowanie przez Michała Lorenca hejnału "Memento mori", który rozbrzmiewa z wieży kościelnej. Sam kościół, początkowo drewniany, wraz z budynkami klasztornymi wzniesiony został dla zakonu kamedułów, sprowadzonych z bielan krakowskich, w XVII wieku. Jego fundatorami byli królowie Władysław IV i Jan Kazimierz. W latach 1669-1710, w stylu późnobarokowym, zbudowany został kościół murowany oraz założenia klasztorne wraz z 13 eremami. Wnętrza kościoła zdobi stiukowa

Szkot w Warszawie

Dziś chcielibyśmy opowiedzieć Wam o pewnym Szkocie, który pomimo kiedyś pełnionych funkcji, dziś jest niemal zupełnie zapomniany. My przypomnieliśmy sobie o nim spacerując po Starym Mieście. To tu na jednej z kamieniczek przy ul. Wąski Dunaj umieszczona jest dotycząca go pamiątkowa tabliczka.  Ciekawa jest już nawet sama kamienica, na której umieszczone zostało upamiętnienie. Jej adres to Wąski Dunaj  10, choć wejście znajduje się od strony ul. Szeroki Dunaj. Jest to Kamienica Szewców, w której mieści się obecnie  Muzeum Cechu Rzemiosł Skórzanych im. Jana Kilińskiego, o którym Wam zresztą opowiemy  w osobnym  poście. Wróćmy jednak do naszego Szkota. Aleksander Czamer, a właściwie Alexander Chalmers, urodził się ok. 1645 r. w Szkocji. Obywatelstwo Starej Warszawy uzyskał blisko 27 lat później.  Wtedy to także stał na czele kolonii szkockiej w mieście. W  rok później odkupił od Tomasza Straga kram na Rynku Starego Miasta i uzyskał tytuł kupca królewskiego. Był on właściciel