Przejdź do głównej zawartości

"Reinefarth w Warszawie. Dowody zbrodni"

Tym razem chcemy opowiedzieć Wam o wystawie, która część z Was na pewno widział. Prezentowana jest ona bowiem już od sierpnia 2014 roku w Muzeum Woli. Jeśli jednak ktoś jej jeszcze nie widział, to właśnie ma ostatnią okazję by to uczynić. Zgodnie z informacją na stronie muzeum zostanie ona zamknięta 24 maja. 


Wystawa oparta jest na szerzej nieznanych w Polsce, dokumentach z wstępnego postępowania śledczego w sprawie: „uczestnictwa w masowych zabójstwach” Heinza Reinefartha. Przeprowadziła je prokuratura niemiecka we Flensburgu w latach 1963–1967. Przesłuchano w nim ponad tysiąc świadków niemieckich oraz przesłuchano lub włączono protokoły z przesłuchań ponad dwustu pięćdziesięciu świadków z Polski. Ostatecznie niemiecki sąd zdecydował o umorzeniu postępowania: „z braku wystarczających dowodów”. Niestety w archiwach polskich nie zachowano kopii większości dokumentów przekazywanych niemieckim śledczym. Prezentowane akta pozyskane zostały przez Muzeum Powstania Warszawskiego z Centrali Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu w Niemczech. Zeznania żołnierzy i oficerów niemieckich, zebrane podczas przesłuchań z lat 60-tych XX wieku, odnoszą się do kwestii ich udziału w masowych mordach z okresu II wojny światowej. 




Wystawa podzielona została na dwie części. Pierwsza z nich podsumowuje przebieg i zamknięcie śledztwa w sprawie SS-Gruppenführera Reinefartha. Jej dopełnieniem są relacje świadków, wizja lokalna z miejsc masowych egzekucji na Woli oraz współczesna ekspertyza historyczna i prawna. Można tu zobaczyć m.in. nieznane szerzej w Polsce niemieckie fotografie dowódców SS i scen zbrodni na ludności cywilnej rozgrywających się na Woli. Filozoficznym kontekstem wystawy jest jeden z najważniejszych tekstów XX wieku na temat odpowiedzialności hitlerowskich funkcjonariuszy i możliwości ich ukarania oraz istoty samego totalitaryzmu – reportaż Hanny Arendt Eichmann w Jerozolimie, opisujący proces sądowy współodpowiedzialnego za Holokaust Adolfa Eichmanna.




Druga część wystawy odnosi się do kontrowersji wokół powojennych losów Heinza Reinefartha. W latach 50. i 60. był  on deputowanym do Landtagu, burmistrzem Westerlandu na wyspie Sylt, szanowanym adwokatem i obywatelem. Jego sylwetka zaprezentowana została m.in. przez pryzmat propagandowych materiałów byłej NRD. Filmu Urlop na Sylt oraz zrealizowanych specjalnie na potrzeby wystawy wywiadów ze świadkami historii, w tym opozycjonistą z Westerlandu Ernstem-Wilhelmem Stojanem.





Przy okazji wystawy Muzeum Woli wznowiło zbiórkę zdjęć i relacji mieszkańców Woli, która ma na celu upamiętnienie ofiar masowych morderstw. Zdjęcia zostały zdigitalizowane i włączone w wystawę. Relacje i pozostałe materiały, dotyczące rzezi Woli będą stanowiły cenną pomocą w toku prac naukowo-badawczych, które prowadzi m.in. zespół Marka Stroka, historyka współpracującego z Muzeum Woli. Stworzył on unikatową bazę ponad 90 000 nazwisk osób mieszkających podczas wojny na Woli. W siedemdziesiąt lat po Rzezi Woli, jest to pierwsza praca, pozwalająca odtworzyć w dużym przybliżeniu liczbę ofiar tej zbrodni dokonanej w sierpniu 1944 roku.



Na nas wystawa zrobiła olbrzymie wrażenie. To co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy na długo zapadło nam w pamięć.  Tym bardziej, że nie jest to przecież pierwsze nasze zetknięcie się z tym zagadnieniem. Dlatego też uważamy, że wystawa nie jest dla każdego. Jeśli chcieliby ją zobaczyć młodsi lub bardziej wrażliwi z naszych czytelników, to  zalecamy by uczynić to tylko z kimś kto zna temat i pomoże w odpowiednim jego zrozumieniu. Pomimo bardzo ascetycznej formy ekspozycji, która to akurat bardzo Nam się podoba i uważamy ją za niezwykle trafioną oprawę tego tematu. Zawartość merytoryczna może być szokująca, nawet dla osób, które wcześniej coś tam o "Rzezi Woli" słyszały. Całość wystawy oceniamy bardzo wysoko i jeśli czytają Nas osoby mające kompetencje decyzyjne to apelujemy o rozważenie przeniesienia tej ekspozycji jako wystawy stałej w inne miejsce ze względu na jej wysokie walory edukacyjne.

Na koniec nie pozostaje nam nic innego niż zaprosić wszystkich na spacer. Jeśli będziecie spacerować po Woli, to koniecznie wejdźcie do Muzeum i obejrzyjcie wystawę. Kolejne kroki możecie skierować pod pomnik Rzezi Woli, o którym już Wam opowiadaliśmy. Wierzymy, że wiosenna aura ułatwi Wam decyzję, aby zapoznać się z tym tragicznym, ale niezmiernie ważnym aspektem historii stolicy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złoto-Czerwone

Tym razem post będzie nietypowy, bo w zasadzie tylko informacyjny. Każdy bowiem z naszych czytelników chyba wie, a przynajmniej taką mamy nadzieję, jakie są oficjalne barwy i flaga Warszawy. Można je zobaczyć nie tylko na środkach komunikacji miejskiej, ale również w herbie. Flaga składa się z dwóch poziomych pasów o równej szerokości. Zgodnie ze Statutem miasta "Barwami Miasta są kolory żółty i czerwony ułożone w dwóch poziomych, równoległych pasach tej samej szerokości, z których górny jest koloru żółtego a dolny koloru czerwonego".  W wielu źródłach zaś kolor żółty jest zwany kolorem złotym. Decyzja ta wprowadzona została w życie jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Bezpośrednio po wojnie jednak nie powrócono do niej. Stało się to dopiero na mocy Uchwały Rady Miasta Stołecznego Warszawy nr 18 z dnia 15 sierpnia 1990 r. w sprawie "przywrócenia tradycji przedwojennej w zakresie herbu, barw miejskich, pieczęci...".  Wielu z naszych czytelników ch

Kim jest Hajota?

Spacerując ulicami często patrzymy na ich nazwy. Gdy noszą one czyjeś nazwisko to w większości wypadków wiemy, lub przynajmniej coś nam się kojarzy, kim ta osoba była, czym sobie na taki zaszczyt zasłużyłam. Zdarza się jednak inaczej, część patronów jest bardzo tajemnicza. O takim właśnie tajemniczym patronie chcemy Wam dziś opowiedzieć. Wśród wielu cichych uliczek na Starych Bielanach znajduje się jedna, która szczególnie nas dziś interesuje - Ulica Hajoty.  Jak podaje Jarosław Zieliński w swojej książce Bielany : przewodnik historyczno-sentymentalny ulica ta istnieje od 1928 roku. Informacja ta znajduje swoje potwierdzenie w książce Jana Kasprzyckiego Korzenie miasta. T. 5 , w którym możemy przeczytać bardzo interesujący fragment.  Właścicielami krasnoludkowych domków byli przeważnie ludzie niezamożni, ale prości i życzliwi, którzy w swych ogródkach chętnie widzieli małych miłośników przyrody. Pozwalali patrzeć z bliska na grządki kwietne i warzywne, na harcujące na s

Pan Wołodyjowski na Bielanach

Każdy kto czytał "Pana Wołodyjowskiego" Henryka Sienkiewicza lub chociaż widział ekranizację Jerzego Hoffmana, powinien bez trudu rozpoznać kim jest postać w białym habicie. To pułkownik Jerzy Michał Wołodyjowski, który z inicjatywy miejscowego proboszcza, ks. Wojciecha Drozdowicza, na początku 2008 roku zagościł na wieży kościoła pokamedulskiego na Bielanach. Blisko dwumetrowa postań ma twarz Tadeusza Łomnickiego, a jej autorem jest Robert Czerwiński. Pojawieniu się Małego Rycerza towarzyszyło skomponowanie przez Michała Lorenca hejnału "Memento mori", który rozbrzmiewa z wieży kościelnej. Sam kościół, początkowo drewniany, wraz z budynkami klasztornymi wzniesiony został dla zakonu kamedułów, sprowadzonych z bielan krakowskich, w XVII wieku. Jego fundatorami byli królowie Władysław IV i Jan Kazimierz. W latach 1669-1710, w stylu późnobarokowym, zbudowany został kościół murowany oraz założenia klasztorne wraz z 13 eremami. Wnętrza kościoła zdobi stiukowa