Przejdź do głównej zawartości

Warszawskie ulice w ogniu walki


W życiu i historiach: ludzi, miast, państw i narodów są wydarzenia, które wydarzają się raz, ale na trwałe odciskają swoje piętno w pamięci tychże i nie pozwalają się z niej wymazać. Doświadczenia lat wojny i okupacji z pewnością zawsze zaliczają się do tego typu wydarzeń, niezależnie od szczegółowych uwarunkowań i okoliczności ich dotyczących. Jednak tylko dwie wojny były w swej istocie tak odmienne, że zasłużyły na miano konfliktów globalnych w tym znaczeniu, że przysługuje im przydomek “światowa”. Dwa potężne kataklizmy tego typu nawiedziły ziemie Europy w przeciągu zaledwie trzydziestu lat. Trauma Wielkiej Wojny jednak minęła, przykryta przez doświadczenia jeszcze trudniejsze, wynikłe z gwałtownego rozwoju technologii i metod prowadzenia konfliktów zbrojnych w oparciu o przerażające ideologie, gdzie jednostka ludzka przestawała mieć znaczenie, stawała się tylko anonimową cyfrą w statystykach. 

Na tym tle okres 63 dni i obszar terytorialny przedwojennej Warszawy wydają się jakimś ułamkowym wycinkiem, jednym z wielu wątków w obszernym arrasie historii nawet samej tylko II wojny światowej. Co sprawia jednak, że czas ten stał się wyjątkowym i przeszedł do historii stając się na poły legendarnym, nieosiągalnym i niewyobrażalnym ? Powstańcy Warszawy przez swój nieustraszony bój wytoczony wielokrotnie silniejszemu przeciwnikowi, stanęli ramię w ramię z dzielnymi 300 Spartanami broniącymi drogi do swej ojczyzny. Jedni i drudzy, choć ci pierwszy w coraz mniejszym gronie chodzący pomiędzy nami, zyskali nieśmiertelność. dopóty będzie istniała Warszawa, dopóty będzie żyła pamięć o tych, co w sierpniowe dni 1944 roku poszli do Powstania, by bić się o wolną Stolicę. Byli młodzi, być może zbyt młodzi, byli pełni zapału, być może za bardzo inny powie, że przecież trzeba było na chłodno, racjonalnie: policzyć, zważyć zmierzyć i podjąć zgoła inną decyzję. 

Jednak Powstanie ma ważny wymiar gdzie nie racjonalność, nie kalkulacja strat i zysków, nie buchalteryjny zapis ksiąg kantorskich ma znaczenie. To wymiar duchowy, metafizyczny, do końca pozostający nieuchwytnym i nie dający się w prosty sposób wyjaśnić. To wymiar odwagi, która ma twarze zwyczajnych ludzi, a zamiast wymyślnych kostiumów super bohaterów jest odziana w robocze kombinezony i zdobyczne panterki, a czasem zwykłe cywilne ubranie. Bowiem to co z ducha wzięte nie potrzebuje zbytnio fizycznych atrybutów i świetnie radzi sobie bez nich. To Powstanie to jedna, ciągła i wielka lekcja patriotyzmu najwyższej próby, który próbie ogniowej został poddany i wyszedł z niej zwycięsko. Miał rację Hemigway pisząc, że człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Powstańcy dowiedli tego czynem. 

Przed nami, tak bardzo współczesnymi, wpatrzonymi w ekrany monitorów, tabletów i smartfonów, nikt takiego wymagania póki co nie stawia. Nie musimy i obyśmy nie musieli po raz kolejny tego egzaminu z życia i śmierci dla Ojczyzny zdawać. Jednak my mamy swój własny test, z którego sami musimy się rozliczyć. Z tego jak dbamy o pamięć przodków, jak szanujemy wartości w obronie których stanęli i złożyli nie raz ofiarę najwyższą. Naszemu pokoleniu stawia się pytanie o to jak godnie uczcić pamięć tych, których z każdym dniem jest coraz mniej wśród nas. Jak zadbać o to dziedzictwo i godnie oddawać cześć jego obrońcom. Jak nie pozwolić na to by słowa straciły swoją wartość. Jak nie pozwolić na pomieszanie pojęć i fałszowanie historii w imię różnie definiowanych interesów, różnych grup czy organizacji. To zagrożenie jest nam bliższe dziś o wiele bardziej niż kiedykolwiek. Trzeba sobie odważnie postawić pytanie o granice których nam przekraczać nie wolno. Trzeba szukać odpowiedzi, jak nie zbanalizować i nie strywializować symboli i nazw. Jak zachować zdrowy balans pomiędzy taką formą narracji, która będzie do przyjęcia dla kolejnych pokoleń jako interesująca, a jednocześnie nie spłyci tragizmu i zinfantylizuje powagi wydarzenia jakim było Powstanie Warszawskie.

Każdy na te pytania odpowiedzi musi szukać w sposób samodzielny, na miarę obowiązków stanu do którego należy: rodzica, wychowawcy, nauczyciela, historyka, badacza, czy popularyzatora. Naszą odpowiedzią jest właśnie edukacja i popularyzacja wiedzy, przy postawieniu sobie za cel odsyłania czytelników do prac daleko lepiej wykonanych w tym zakresie, niż jest to nasz skromny blog poświęcony Warszawie i subiektywnemu jej postrzeganiu przez nas. Wierzymy w ludzi i ich potencjał do racjonalnego przyjmowania i osądzania faktów i wyrabiania sobie własnego zdania w oparciu o różne lektury. Chcemy zachęcić do czytania o Warszawie, a szczególnie o Powstaniu Warszawskim. Tak by wiedza dotycząca ulic, kamienic, tras przemarszów oddziałów i pól bitew choć zazwyczaj na planie stolicy nie widocznych, by się wyryła w sercach i umysłach Warszawiaków głęboko. Tak by mogła być przekazywana naturalnie w codziennych rozmowach ludzi, wracających do domu tramwajem lub autobusem - palcem pokazujących sobie nawzajem - zobacz to tu zginał ten lub ów, a tu była barykada. Niech ten Feniks się codziennie z popiołów odradza, niech duch męstwa i bohaterstwa zagości w sercach mieszkańców stolicy niech jeśli będzie trzeba znów kiedyś, będzie się mówić; Warszawa - miasto nieujarzmione.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kim jest Hajota?

Spacerując ulicami często patrzymy na ich nazwy. Gdy noszą one czyjeś nazwisko to w większości wypadków wiemy, lub przynajmniej coś nam się kojarzy, kim ta osoba była, czym sobie na taki zaszczyt zasłużyłam. Zdarza się jednak inaczej, część patronów jest bardzo tajemnicza. O takim właśnie tajemniczym patronie chcemy Wam dziś opowiedzieć. Wśród wielu cichych uliczek na Starych Bielanach znajduje się jedna, która szczególnie nas dziś interesuje - Ulica Hajoty.  Jak podaje Jarosław Zieliński w swojej książce Bielany : przewodnik historyczno-sentymentalny ulica ta istnieje od 1928 roku. Informacja ta znajduje swoje potwierdzenie w książce Jana Kasprzyckiego Korzenie miasta. T. 5 , w którym możemy przeczytać bardzo interesujący fragment.  Właścicielami krasnoludkowych domków byli przeważnie ludzie niezamożni, ale prości i życzliwi, którzy w swych ogródkach chętnie widzieli małych miłośników przyrody. Pozwalali patrzeć z bliska na grządki kwietne i warzywne, na harcujące na s

Pan Wołodyjowski na Bielanach

Każdy kto czytał "Pana Wołodyjowskiego" Henryka Sienkiewicza lub chociaż widział ekranizację Jerzego Hoffmana, powinien bez trudu rozpoznać kim jest postać w białym habicie. To pułkownik Jerzy Michał Wołodyjowski, który z inicjatywy miejscowego proboszcza, ks. Wojciecha Drozdowicza, na początku 2008 roku zagościł na wieży kościoła pokamedulskiego na Bielanach. Blisko dwumetrowa postań ma twarz Tadeusza Łomnickiego, a jej autorem jest Robert Czerwiński. Pojawieniu się Małego Rycerza towarzyszyło skomponowanie przez Michała Lorenca hejnału "Memento mori", który rozbrzmiewa z wieży kościelnej. Sam kościół, początkowo drewniany, wraz z budynkami klasztornymi wzniesiony został dla zakonu kamedułów, sprowadzonych z bielan krakowskich, w XVII wieku. Jego fundatorami byli królowie Władysław IV i Jan Kazimierz. W latach 1669-1710, w stylu późnobarokowym, zbudowany został kościół murowany oraz założenia klasztorne wraz z 13 eremami. Wnętrza kościoła zdobi stiukowa

Szkot w Warszawie

Dziś chcielibyśmy opowiedzieć Wam o pewnym Szkocie, który pomimo kiedyś pełnionych funkcji, dziś jest niemal zupełnie zapomniany. My przypomnieliśmy sobie o nim spacerując po Starym Mieście. To tu na jednej z kamieniczek przy ul. Wąski Dunaj umieszczona jest dotycząca go pamiątkowa tabliczka.  Ciekawa jest już nawet sama kamienica, na której umieszczone zostało upamiętnienie. Jej adres to Wąski Dunaj  10, choć wejście znajduje się od strony ul. Szeroki Dunaj. Jest to Kamienica Szewców, w której mieści się obecnie  Muzeum Cechu Rzemiosł Skórzanych im. Jana Kilińskiego, o którym Wam zresztą opowiemy  w osobnym  poście. Wróćmy jednak do naszego Szkota. Aleksander Czamer, a właściwie Alexander Chalmers, urodził się ok. 1645 r. w Szkocji. Obywatelstwo Starej Warszawy uzyskał blisko 27 lat później.  Wtedy to także stał na czele kolonii szkockiej w mieście. W  rok później odkupił od Tomasza Straga kram na Rynku Starego Miasta i uzyskał tytuł kupca królewskiego. Był on właściciel