Przejdź do głównej zawartości

Tym, którzy rozpracowali V1 i V2


W związku z rozpoczynającym się właśnie nowym rokiem akademickim chcemy opowiedzieć dziś o obiekcie, który może być interesujący zwłaszcza dla studentów Politechniki. To właśnie na terenie jej kampusu, w niewielkim Parku im. M. Trzcińskiego znajduje się pewien ciekawy pomnik.


Kamienny pomnik z brązowymi literami, autorstwa Marka Łypacewicza, odsłonięty został 30 listopada 1991 roku. Ma on formę prostopadłościanu i upamiętnia Akcję V1 i V2. Na kolejnych ścianach widnieją emblematy i napisy przybliżające tę historię. Z przodu : Siłą nauki polskiej i odwagą społeczeństwa w akcji Armii Krajowej w latach 1942-1944 wykryto tajemnicę V1 i V2 przyczyniając się do zwycięstwa w II wojnie światowej. Z tyłu : Peenemunde, Sarnaki, Warszawa, Blizne, Wał Ruda Miejsca akcji V1 i V2. Z boku zaś : Kierownicy akcji V1 i V2 Antoni Kocjan, Stefan Waciórski ; Grupa wywiadowcza Lombard ; Profesorowie Politechniki Warszawskiej prowadzący badania Janusz Groszkowski, Bohdan Stefanowski, Marceli Struszyński, Józef Zawadzki. W pobliżu umieszczono również przezroczystą tablicę informującą o szczegółach akcji. 


Warto może w tym miejscu choć w ogólnych zarysach przypomnieć tę interesującą historię. Dla mniej zorientowanych w technice wojskowej zacznijmy od tego, że pod nazwami V1 i V2 kryją się niemieckie pociski rakietowe. Broń ta stanowiła duże zagrożenie dla mieszkańców Wysp Brytyjskich, dlatego też siły alianckie starały się je rozpracować. W pierwszej połowie 1943 roku wywiadowi Armii Krajowej udało się wykryć poligon rakietowy w Peenemunde, jego polska nazwa to Pianoujście lub Kujawice. Dzięki uzyskanym informacjom w nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku piloci RAF dokonali jego bombardowania. W jego wyniku opóźniona została zarówno produkcja rakiet, a także przeniesiona podziemna fabryka podzespołów oraz same próby. Wywiadowi AK udało się także wykryć również i nowy poligon, który teraz znajdował się w Bliznem k. Dębicy. Co więcej żołnierzom Polski Podziemnej udało się również zdobyć fragmenty pocisku V2. 25 lipca 1944 roku ich zdjęcia i rysunki zostały wysłane samolotem do Anglii. 


Pociskami V1 i V2 zajmowało się Biuro Studiów Przemysłowych Oddziału II Komendy Głównej AK i działający w jego ramach Referat Lotniczo-Pancerny. Jego szefem był znany przed wojną konstruktor szybowców inż. Antoni Kocjan, jednym z jego najbliższych współpracowników zaś był inż. Stefan Waciórski. To według ich wskazówek rozmontowano znaleziony niewypał. Po przewiezieniu do Warszawy zajęli się nim profesorowie Politechniki Warszawskiej, rozpracowując poszczególne kwestie związane z tym nowym rodzajem broni jaka dostała się w ręce podziemia. Janusz Groszkowski opracował zagadnienia radiotechniczne, czyli kwestie związane z kierowaniem pociskiem, zaś Bohdan Stefanowski termodynamiczne związane z samym jego lotem, z kolei Marceli Struszyński i Józef Zawadzki przeanalizowali skład chemiczny pocisku. Ostateczny raport zamiast aresztowanego wcześniej Kocjana przygotował i wysłał do Londynu Waciórski. 

Dla zainteresowanych historią jeszcze kilka ciekawostek. Po pierwsze wspomniany wyżej Józef Zawadzki był ojcem znanego chyba wszystkim Tadeusza Zawadzkiego "Zośki". Jeszcze większym zaskoczeniem dla co poniektórych, może być również fakt, że od marca 1944 roku polski wywiad działał także we Francji. Organizował tu siatkę informatorów na temat wyrzutni V1. Dzięki tym działaniom udało się zlokalizować 173 wyrzutnie, z czego lotnictwo brytyjskie zbombardowało 83. Po wojnie rakiety V2 dały zaś początek amerykańskim i sowieckim programom rakiet balistycznych i lotów kosmicznych. Za sukcesem lotów na księżyc stał Werner Von Braun, który był konstruktorem niemieckich rakiet V1 i V2.

Na koniec chcemy zaprosić wszystkich do odwiedzenia kampusu Politechniki Warszawskiej. Studenci tejże uczelni mogą to zrobić przy okazji okienka w wykładach, a reszta naszych czytelników w ramach spaceru. Warto bowiem odwiedzić miejsce gdzie upamiętniono wielkich, aczkolwiek zapomnianych chyba Polskich bohaterów z okresu II wojny światowej. 

Komentarze

  1. Na zawsze dumny ze swoich korzeni ! Marceli Struszyński to mój prawujek ;)
    Pozdrawiam i dzięki za ten wpis, bo nawet nie wiedziałem o istnieniu tego pomnika....

    Kamil

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezwykle nam miło. To wielka radość gdy nasi czytelnicy dowiadują się dzięki nam czegoś nowego, a gdy dotyczy to ich rodziny tym bardziej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Złoto-Czerwone

Tym razem post będzie nietypowy, bo w zasadzie tylko informacyjny. Każdy bowiem z naszych czytelników chyba wie, a przynajmniej taką mamy nadzieję, jakie są oficjalne barwy i flaga Warszawy. Można je zobaczyć nie tylko na środkach komunikacji miejskiej, ale również w herbie. Flaga składa się z dwóch poziomych pasów o równej szerokości. Zgodnie ze Statutem miasta "Barwami Miasta są kolory żółty i czerwony ułożone w dwóch poziomych, równoległych pasach tej samej szerokości, z których górny jest koloru żółtego a dolny koloru czerwonego".  W wielu źródłach zaś kolor żółty jest zwany kolorem złotym. Decyzja ta wprowadzona została w życie jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Bezpośrednio po wojnie jednak nie powrócono do niej. Stało się to dopiero na mocy Uchwały Rady Miasta Stołecznego Warszawy nr 18 z dnia 15 sierpnia 1990 r. w sprawie "przywrócenia tradycji przedwojennej w zakresie herbu, barw miejskich, pieczęci...".  Wielu z naszych czytelników ch

Kim jest Hajota?

Spacerując ulicami często patrzymy na ich nazwy. Gdy noszą one czyjeś nazwisko to w większości wypadków wiemy, lub przynajmniej coś nam się kojarzy, kim ta osoba była, czym sobie na taki zaszczyt zasłużyłam. Zdarza się jednak inaczej, część patronów jest bardzo tajemnicza. O takim właśnie tajemniczym patronie chcemy Wam dziś opowiedzieć. Wśród wielu cichych uliczek na Starych Bielanach znajduje się jedna, która szczególnie nas dziś interesuje - Ulica Hajoty.  Jak podaje Jarosław Zieliński w swojej książce Bielany : przewodnik historyczno-sentymentalny ulica ta istnieje od 1928 roku. Informacja ta znajduje swoje potwierdzenie w książce Jana Kasprzyckiego Korzenie miasta. T. 5 , w którym możemy przeczytać bardzo interesujący fragment.  Właścicielami krasnoludkowych domków byli przeważnie ludzie niezamożni, ale prości i życzliwi, którzy w swych ogródkach chętnie widzieli małych miłośników przyrody. Pozwalali patrzeć z bliska na grządki kwietne i warzywne, na harcujące na s

Pan Wołodyjowski na Bielanach

Każdy kto czytał "Pana Wołodyjowskiego" Henryka Sienkiewicza lub chociaż widział ekranizację Jerzego Hoffmana, powinien bez trudu rozpoznać kim jest postać w białym habicie. To pułkownik Jerzy Michał Wołodyjowski, który z inicjatywy miejscowego proboszcza, ks. Wojciecha Drozdowicza, na początku 2008 roku zagościł na wieży kościoła pokamedulskiego na Bielanach. Blisko dwumetrowa postań ma twarz Tadeusza Łomnickiego, a jej autorem jest Robert Czerwiński. Pojawieniu się Małego Rycerza towarzyszyło skomponowanie przez Michała Lorenca hejnału "Memento mori", który rozbrzmiewa z wieży kościelnej. Sam kościół, początkowo drewniany, wraz z budynkami klasztornymi wzniesiony został dla zakonu kamedułów, sprowadzonych z bielan krakowskich, w XVII wieku. Jego fundatorami byli królowie Władysław IV i Jan Kazimierz. W latach 1669-1710, w stylu późnobarokowym, zbudowany został kościół murowany oraz założenia klasztorne wraz z 13 eremami. Wnętrza kościoła zdobi stiukowa