Przejdź do głównej zawartości

Przed godziną "W" siedemdziesiąt cztery lata później


Mniej niż doba dzieli nas od kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. I choć z roku na rok wydawałoby się, że coraz większa jest świadomość społeczna wagi i znaczenia świętowanych wydarzeń, to jednak wciąż jest wiele do zrobienia. Z każdym rokiem coraz mniej jest już wśród Nas świadków tamtych wydarzeń i coraz łatwiej ulec Nam zbiorowej pokusie zmitologizowania tamtych dni w sposób absolutny. Bo przecież łatwiej i milej przyjąć taką trochę komiksową, a może nawet z lekka hollywoodzką optykę wydarzeń i zapomnieć, że Powstańcy musieli ulec i skapitulować, a następnie wraz z ludnością cywilną opuścić miasto pogrążone w morzu ruin. Jednak tylko prawda jest ciekawa i szkoda byłoby umniejszać prawdziwe bohaterstwo mężczyzn i kobiet, którzy w wielu wypadkach nie metryką, a zwycięską próbą charakteru dali dowód swej dorosłości. Oczywiście można tu mówić o moralnym zwycięstwie, ale dużo trafniej jest stwierdzić, że w obliczu nieuchronnego zrobiono niemalże wszystko co było do zrobienia po ludzku. 

W tych różnorodnych formach upamiętnienia, które będziemy mieli do wyboru przez najbliższe 63 dni, Nam przyświeca jak co roku myśl by, w najbliższych wpisach z serii kalendarium powstania, oddać głos faktom - tak by każdy mógł sobie na ich podstawie samodzielnie wyrobić opinię. Zależy Nam na tym by działania podjęte przed laty nie zostały zapomniane lub utopione w morzu zbędnego politycznego sporu, ani fałszywego blasku gwiazd współczesnej popkultury. W naszej skromnej opinii twierdzimy, że nic ani nikt nie jest w stanie Powstańcom dodać więcej splendoru, albowiem czeka ich chwała antycznych herosów. Imiona Ich zapisane zostały w spiżu pomnika historii i będą wieczne, tak jak pamięć o Ich czynach. Choć pochodzili z różnych środowisk, mówili różnymi językami, mieli różne wykształcenie, przekonania polityczne i systemy wartości. To jednak w swej walce byli razem, tworzyli wspólnotę czynów, opartych na umiłowaniu wolności oraz miasta w którym przyszło Im żyć. Nie uchylili się, ani nie cofnęli, lecz podjęli zadanie walki o to co było dla nich najważniejsze.


Dziś, kiedy tak bardzo nam tej jedności brakuje, kiedy wydawało by się, że jako wspólnota jesteśmy tak bardzo podzieleni, tym bardziej powinniśmy myśli swe kierować ku temu co wspólne. A bez wątpienia jest nią przestrzeń w której żyjemy - Warszawa. Miasto w którym codziennie idziemy do pracy, szkoły, w którym się urodziliśmy lub na jakimś etapie rozwoju osobistej kariery zdecydowaliśmy się do niego przybyć. Można je traktować obco lub wrogo, a może nawet obojętnie. Jednak warto pamiętać, że nie raz i nie dwa za te bruki i mury nasi poprzednicy oddali krew, a niejednokrotnie i życie. Co więcej, nie zawsze było to kwestią czystego heroizmu, wielokrotnie częściej była to koincydencja bytności w złym miejscu o złej porze. Tragedia pojedynczych ludzi jest zawsze wielokrotnie bardziej poruszająca niż statystyki ofiar idące w setki, tysiące, mnożone po wielokroć. Dlatego od lat wysiłkiem wielu ludzi i organizacji, przywracana jest pamieć o jednostkach, takich jak imiennik piszącego te słowa, rocznik 1910 urodzony 23 czerwca - rozstrzelany w sierpniu 1944 roku na posesji przy ulicy Puławskiej pod numerem 120 na Mokotowie. Cywile na równi z żołnierzami opłacili daninę wolności, dzieląc trudy i niewygody walki, utraty bliskich, dobytku, a w końcu głodu, rozpaczy i wygnania ale także i utraty życia. 

Dziś na szczęście w większości przypadków zdrowie i życie narażają na co dzień z rozmysłem, ci którzy są gotowi na poniesienie takiej ofiary: policjanci, strażacy, strażnicy miejscy, ratownicy pogotowia czy innych służb pełniących dyżur pod numerem alarmowym. Dziś od większości z Nas nikt heroizmu na co dzień nie wymaga. Jednak dziś też mamy o wiele więcej możliwości do służby dla siebie i innych by miasto w którym żyjemy czynić lepszym. To już nie tylko możliwość wybierania bądź bycia wybieranym jako przedstawiciel lokalnej społeczności, od wspólnoty mieszkaniowej począwszy, a na władzach samorządowych, czy centralnych skończywszy. Dziś mamy wpływ na to jak będą wydawane nasze podatki, możemy współdecydować jak będzie aranżowana przestrzeń wokół nas. Gdzie będzie park, a gdzie parking - jakie zajęcia dla naszych dzieci będą realizowane w placówkach oświatowych, domach kultury, czy ile pieniędzy na książki dostanie więcej lokalna sieć bibliotek. Ta siła odpowiedzialności za byt lokalnej społeczności, poprzez samoorganizowanie się w czasie zaborów, poniesiona dalej w postaci aktywności w różnego rodzaju międzywojennych stowarzyszeniach i organizacjach, dała moc by w chwili próby zdać egzamin dojrzałości z patriotyzmu z wynikiem summa cum laude. 

I jeśli można wznieść Powstańcom jeszcze jeden pomnik - trwalszy niż ze spiżu, niech to będą nasze działania wkomponowujące się w tę tradycję dbałości o losy naszej małej ojczyzny. Dopiszmy śmiało nowe rozdziały historii stolicy poprzez realne działania, tak jak realny był wysiłek Warszawskich Powstańców. Nie uciekajmy w zbyt wybujałe marzenia, o tym co niemożliwe, lecz trzymając się tego co prawdziwie jest osiągalne - bez ociągania uczyńmy Warszawę wielką, na miarę marzeń i aspiracji pokolenia, które nie wahało się oddać wszystko by miasto miało choć cień szansy! Życząc wszystkiego najlepszego z okazji przypadającej rocznicy i chyląc czoła przed prawdziwymi bohaterami stolicy, jak co roku zachęcamy do lektury kalendarium poświęconego "Warszawie 44" !

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złoto-Czerwone

Tym razem post będzie nietypowy, bo w zasadzie tylko informacyjny. Każdy bowiem z naszych czytelników chyba wie, a przynajmniej taką mamy nadzieję, jakie są oficjalne barwy i flaga Warszawy. Można je zobaczyć nie tylko na środkach komunikacji miejskiej, ale również w herbie. Flaga składa się z dwóch poziomych pasów o równej szerokości. Zgodnie ze Statutem miasta "Barwami Miasta są kolory żółty i czerwony ułożone w dwóch poziomych, równoległych pasach tej samej szerokości, z których górny jest koloru żółtego a dolny koloru czerwonego".  W wielu źródłach zaś kolor żółty jest zwany kolorem złotym. Decyzja ta wprowadzona została w życie jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Bezpośrednio po wojnie jednak nie powrócono do niej. Stało się to dopiero na mocy Uchwały Rady Miasta Stołecznego Warszawy nr 18 z dnia 15 sierpnia 1990 r. w sprawie "przywrócenia tradycji przedwojennej w zakresie herbu, barw miejskich, pieczęci...".  Wielu z naszych czytelników ch

Pan Wołodyjowski na Bielanach

Każdy kto czytał "Pana Wołodyjowskiego" Henryka Sienkiewicza lub chociaż widział ekranizację Jerzego Hoffmana, powinien bez trudu rozpoznać kim jest postać w białym habicie. To pułkownik Jerzy Michał Wołodyjowski, który z inicjatywy miejscowego proboszcza, ks. Wojciecha Drozdowicza, na początku 2008 roku zagościł na wieży kościoła pokamedulskiego na Bielanach. Blisko dwumetrowa postań ma twarz Tadeusza Łomnickiego, a jej autorem jest Robert Czerwiński. Pojawieniu się Małego Rycerza towarzyszyło skomponowanie przez Michała Lorenca hejnału "Memento mori", który rozbrzmiewa z wieży kościelnej. Sam kościół, początkowo drewniany, wraz z budynkami klasztornymi wzniesiony został dla zakonu kamedułów, sprowadzonych z bielan krakowskich, w XVII wieku. Jego fundatorami byli królowie Władysław IV i Jan Kazimierz. W latach 1669-1710, w stylu późnobarokowym, zbudowany został kościół murowany oraz założenia klasztorne wraz z 13 eremami. Wnętrza kościoła zdobi stiukowa

Kim jest Hajota?

Spacerując ulicami często patrzymy na ich nazwy. Gdy noszą one czyjeś nazwisko to w większości wypadków wiemy, lub przynajmniej coś nam się kojarzy, kim ta osoba była, czym sobie na taki zaszczyt zasłużyłam. Zdarza się jednak inaczej, część patronów jest bardzo tajemnicza. O takim właśnie tajemniczym patronie chcemy Wam dziś opowiedzieć. Wśród wielu cichych uliczek na Starych Bielanach znajduje się jedna, która szczególnie nas dziś interesuje - Ulica Hajoty.  Jak podaje Jarosław Zieliński w swojej książce Bielany : przewodnik historyczno-sentymentalny ulica ta istnieje od 1928 roku. Informacja ta znajduje swoje potwierdzenie w książce Jana Kasprzyckiego Korzenie miasta. T. 5 , w którym możemy przeczytać bardzo interesujący fragment.  Właścicielami krasnoludkowych domków byli przeważnie ludzie niezamożni, ale prości i życzliwi, którzy w swych ogródkach chętnie widzieli małych miłośników przyrody. Pozwalali patrzeć z bliska na grządki kwietne i warzywne, na harcujące na s