Przejdź do głównej zawartości

Kameralna wcale nie jest kameralna, czyli premiera książki "Wieńczysław Gliński : Aktor, Amant, Tata"


Nie wszystkie premiery odbywają się w kinach lub teatrach, czasem bywa, że premierę ma książka i o dziwo też nie w księgarni, a w restauracji. Wczoraj było nam dane w takim właśnie wydarzeniu uczestniczyć. Być może części z naszych czytelników personalia z tytułu nowego wydawnictwa Skarpy Warszawskiej niewiele mówią lub nie do końca kojarzą twarz aktora z okładki. Dla ułatwienia podpowiemy, że postać ową możecie kojarzyć z takich klasyków polskiego filmu jak "Kanał" Andrzeja Wajdy czy "Orzeł" Leonarda Buczkowskiego.



Trzeba to sobie od razu powiedzieć, iż wieczór ów był absolutnie wyjątkowy. Nie tylko w porównaniu do poprzednich spotkań tego typu, nie tylko ze względu na wybrane miejsce, czy świetną oprawę całości, ale także na unikatową atmosferę jaką udało się organizatorom wytworzyć. Dzięki zadbaniu o wiele szczegółów, jak choćby zaproszenia, zdjęcia wykorzystane do prezentacji lecącej w tle, aranżację przestrzeni, czy dobór gości można było się poczuć jak na benefisie prawdziwej gwiazdy filmowej, jaką niewątpliwie był bohater prezentowanej książki. Nie jest absolutnie przesadą stwierdzenie, że sala pękała w szwach i co najbardziej wytrwali miłośnicy talentu aktorskiego Wieńczysława Glińskiego byli tak zdeterminowani, że całe spotkanie wytrwali na stojąco albo w wejściu, albo okupując ostatnie skrawki wolnej przestrzeni pod oknami.



Spotkanie z autorką książki - córką Aktora, Amanta i Taty, a także dziennikarką radiową - Katarzyną Wasilewską prowadziła zapewne dobrze wszystkim znana artystka filmowa, teatralna, radiowa, telewizyjna i kabaretowa, a także reżyserka oraz piosenkarka, warszawianka z urodzenia, od lat związana z Teatrem Polskim im. Arnolda Szyfmana - Grażyna Barszczewska. Zresztą w rozmowie na temat bohatera książki brali też udział inni znakomici przedstawiciele środowiska artystycznego stolicy w osobach Ignacego Gogolewskiego - określanego często mianem jednego z ostatnich mistrzów starej szkoły aktorskiej, Macieja Wojtyszki - reżysera telewizyjnego, teatralnego i filmowego, a także pisarza oraz Janusza Majcherka - dyrektora artystycznego Teatru Polskiego im. Arnolda Szyfmana.



Każda z tych postaci odmalowała uczestnikom spotkania nieco inny portret bohatera książki oraz wieczoru. W pierwszej części spotkania z ust córki, a zarazem autorki publikacji mogliśmy usłyszeć o życiu prywatnym aktora, o tym jaki był w domu pośród najbliższych i w chwilach odpoczynku od pracy zawodowej. Zwierzenia te były na tyle intymne, że obecni na sali mogli dowiedzieć się w jakich to okolicznościach za sprawą taty pisarka mimowolnie nauczyła się na pamięć "Reduty Ordona". Z kolei jak na dyrektora artystycznego i krytyka teatralnego przystało, Janusz Majcherek odmalował w sposób usystematyzowany przebieg kariery scenicznej Wieńczysława Glińskiego. Ignacy Gogolewski zaś podzielił się wspomnieniami z czasów współpracy scenicznej od chwili swego debiutu, aż po ostatnie spotkanie na niwie zawodowej. Cenne też były słowa Macieja Wojtyszki, który w swym wystąpieniu odsłonił kulisy swego wejścia do zawodu reżysera jako dwudziestoparolatka, którego wprowadzał już doświadczony wtedy aktor, czyli właśnie bohater wieczoru. Całości dopełniała lektura fragmentów książki w wykonaniu Grażyny Barszczewskiej. Tak więc, anegdot z życia gwiazd filmu, telewizji i desek teatralnych było sporo i z pewnością nikt nie mógł mieć poczucia niedosytu z tego powodu.



Na koniec spotkania jak zwykle ustawiła się długa kolejka osób pragnących zdobyć autograf lub  pamiątkowe zdjęcie z autorką, tym razem dodatkowym wyzwaniem było dotarcie do samego ogonka celem zajęcia ostatniego miejsca, albowiem jeszcze długo po zakończeniu części oficjalnej trwały rozmowy w kuluarach, a i sama pisarka została porwana celem udzielenia wywiadu przed kamerą. Tym nie mniej każdy kto pragnął autograf otrzymał, a i książkę jak zwykle mógł nabyć tuż przed samym rozpoczęciem spotkania lub tuż po jego zakończeniu. O co również zadbali organizatorzy, jak i o jadło i napitek dla ciał, których dusze nasyciły już się walorami artystycznymi premiery książki o Aktorze, Amancie i Tacie. 

Na koniec naszym starym zwyczajem zachęcamy by pomimo nieco zimniejszej już pogody, nim wieczorem zasiądziecie do lektury dobrej książki, pójść na spacer i podziwiać Warszawę we wszystkich kolorach tej jesieni. Do zobaczenia !

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kim jest Hajota?

Spacerując ulicami często patrzymy na ich nazwy. Gdy noszą one czyjeś nazwisko to w większości wypadków wiemy, lub przynajmniej coś nam się kojarzy, kim ta osoba była, czym sobie na taki zaszczyt zasłużyłam. Zdarza się jednak inaczej, część patronów jest bardzo tajemnicza. O takim właśnie tajemniczym patronie chcemy Wam dziś opowiedzieć. Wśród wielu cichych uliczek na Starych Bielanach znajduje się jedna, która szczególnie nas dziś interesuje - Ulica Hajoty.  Jak podaje Jarosław Zieliński w swojej książce Bielany : przewodnik historyczno-sentymentalny ulica ta istnieje od 1928 roku. Informacja ta znajduje swoje potwierdzenie w książce Jana Kasprzyckiego Korzenie miasta. T. 5 , w którym możemy przeczytać bardzo interesujący fragment.  Właścicielami krasnoludkowych domków byli przeważnie ludzie niezamożni, ale prości i życzliwi, którzy w swych ogródkach chętnie widzieli małych miłośników przyrody. Pozwalali patrzeć z bliska na grządki kwietne i warzywne, na harcujące na s

Pan Wołodyjowski na Bielanach

Każdy kto czytał "Pana Wołodyjowskiego" Henryka Sienkiewicza lub chociaż widział ekranizację Jerzego Hoffmana, powinien bez trudu rozpoznać kim jest postać w białym habicie. To pułkownik Jerzy Michał Wołodyjowski, który z inicjatywy miejscowego proboszcza, ks. Wojciecha Drozdowicza, na początku 2008 roku zagościł na wieży kościoła pokamedulskiego na Bielanach. Blisko dwumetrowa postań ma twarz Tadeusza Łomnickiego, a jej autorem jest Robert Czerwiński. Pojawieniu się Małego Rycerza towarzyszyło skomponowanie przez Michała Lorenca hejnału "Memento mori", który rozbrzmiewa z wieży kościelnej. Sam kościół, początkowo drewniany, wraz z budynkami klasztornymi wzniesiony został dla zakonu kamedułów, sprowadzonych z bielan krakowskich, w XVII wieku. Jego fundatorami byli królowie Władysław IV i Jan Kazimierz. W latach 1669-1710, w stylu późnobarokowym, zbudowany został kościół murowany oraz założenia klasztorne wraz z 13 eremami. Wnętrza kościoła zdobi stiukowa

Szkot w Warszawie

Dziś chcielibyśmy opowiedzieć Wam o pewnym Szkocie, który pomimo kiedyś pełnionych funkcji, dziś jest niemal zupełnie zapomniany. My przypomnieliśmy sobie o nim spacerując po Starym Mieście. To tu na jednej z kamieniczek przy ul. Wąski Dunaj umieszczona jest dotycząca go pamiątkowa tabliczka.  Ciekawa jest już nawet sama kamienica, na której umieszczone zostało upamiętnienie. Jej adres to Wąski Dunaj  10, choć wejście znajduje się od strony ul. Szeroki Dunaj. Jest to Kamienica Szewców, w której mieści się obecnie  Muzeum Cechu Rzemiosł Skórzanych im. Jana Kilińskiego, o którym Wam zresztą opowiemy  w osobnym  poście. Wróćmy jednak do naszego Szkota. Aleksander Czamer, a właściwie Alexander Chalmers, urodził się ok. 1645 r. w Szkocji. Obywatelstwo Starej Warszawy uzyskał blisko 27 lat później.  Wtedy to także stał na czele kolonii szkockiej w mieście. W  rok później odkupił od Tomasza Straga kram na Rynku Starego Miasta i uzyskał tytuł kupca królewskiego. Był on właściciel